wtorek, 30 grudnia 2014

Odcinamy grubą kreską.

Odcinamy i to grubą kreską, 365 dni które mijają właśnie jutro.
365 szalonych, dynamicznych, przepełnionych energią dni.

Nie mam żadnych wątpliwości, był szalony, działo się dużo, szczególnie jeśli chodzi o pracę.
Znacie mnie i wiecie, że lubię stawiać sobie cele.
Za chwilę zaczynamy nowy etap, Nowy Rok, a ja z uśmiechem na ustach mogę powiedzieć, że osiągnęłam wszystkie postawione cele. Poprzeczka zawisła wysoko, ale dałam radę.

Tak mam, kiedy coś wbiję sobie w głowę, kiedy coś wymyśle to dążę do tego z uporem maniaka.
Ale pomaga mi również konsekwencja.
Potrafię spisywać swoje pomysły na kartce to dodatkowo mnie motywuje, nauczyłam się nie rezygnować tak łatwo.


Ale najlepszy jest smak takiego osobistego sukcesu, nawet małego. To daje niewyobrażalnego powera.
Dodaje skrzydeł i chcesz po prostu latać, a uśmiech nie schodzi z twarzy. Pewnie, że jest tak, że zaraz znajdzie się ktoś, kto zechce te skrzydła podciąć, ale tak było jest i będzie, od nas samych zależy co z tym zrobimy.
Ale kluczem do sukcesu jest konsekwencja i słuchanie siebie. Niech te czarne charaktery dodatkowo nas motywują. Ktoś niezdrowo Cię krytykuje, zazdrości, po prostu imponujesz mu, podobasz się, bo jesteś w czymś dobra/dobry.

Rób swoje i nie oglądaj się na innych. Pewnie, że to nie łatwe, ale ja uczę się tego każdego dnia.

Oprócz celów zawodowych, stawiam sobie też te prywatne, bardziej mentalne. Dążę do osiągnięcia wewnętrznego spokoju i harmonii, do zminimalizowania stresu, do bycia lepszą żoną i matką.





***
Jeśli chodzi o sprawy blogosfery, to pierwsza połowa roku nie obfitowała w wiele postów, ale w drugiej nadrabiam zaległości, za chwilę drugie urodziny bloga i wiem jedno, kocham to robić.

To co daje mi wiele frajdy, wierzcie lub nie, to fakt że przez te dwa lata poznałam tak odjechane i cudowne mamy i nie tylko. Blogosfera dała mi grono świetnych osobowości. 
Z wieloma z nich dane mi było poznać się w realu i to też wielkie przeżycie podać i uścisnąć Wam rękę. Przecież tak bardzo lubię Was czytać i oglądać.
Lucy Es Mommy Draws Babatu Panienka Mi MamaGranda Potwory wózkowe My Little Madness  Minimanlife LenkowoMi Jaka Matka takie Córki uwielbiam Was i wiele innych osób również nie związanych z blogowaniem, ale takie które poznałam dzięki Tulimy

Dziękuję wiec, że byliście ze mną i ja mogłam być z Wami przez ten rok. To naprawdę dużo znaczy.
I do zobaczenia, na jakimś kolejnym spotkaniu blogerów :)

Moje plany na rok kolejny są ogromne ! Mam coraz więcej pomysłów no i kolejne cele.
Jest ich tyle, że chyba wypadało by spisać je wszystkie na kartce.
Życie jest nieprzewidywalne staram się więc nie odkładać niczego na później, szkoda marnować czas.

Na nowy rok życzę Wam wszystkim abyście były wytrwałe i konsekwentne, a wszystko się uda. Trzeba wierzyć, bo każda twoja myśl jest czymś realnym, jest siłą... i niech rodzina będzie dla Was najwazniejsza

Tak bardzo prywatnie i z serca na Nowy Rok mam jedno pragnienie i życzenie.
Życzę moim dziadkom jeszcze wielu lat spędzonych z Nami, wielu prawnuków które tak kochają i zdrowia byśmy mogli jeszcze nie raz spotkać się przy wspólnym stole. Babciu, Dziadku, bardzo Was kocham i jesteście bardzo ważną częścią mojego życia.


Pstanowłyście coś na Nowy Rok ?
Dajcie znać  !

Wasza Mommy On



 


niedziela, 28 grudnia 2014

Słodko inaczej.

Chyba możemy powiedzieć, że jest już lepiej.
Wczorajszy epizod ze złym samopoczuciem i wymiotami chyba już zażegnany. Oby nie wracał.
A mróz skoro już wreszcie przyszedł niech wymrozi wszystkie wirusy które wiszą w powietrzu.
Dość już chorowania, dość. Zgodzicie się?

Wielka to ulga dla matki kiedy dziecko się śmieje, kiedy wraca dobry humor, a wspólna zabawa cieszy dużo bardziej niż zwykle. Kamień z serca, choć obserwujemy ją ciągle bardzo wnikliwie.

 Julka ubrana:
t-shirt Maybe4Baby
spódniczka H&M



Poświąteczna niedziela, cicha, ciepła, w domowym zaciszu. Od rana układamy puzzle. Julka je pokochała, a tegoroczny Święty świetnie zaopatrzył Nas w ciekawe gry i układanki. Czuczu zawsze daje radę, bawimy się więc bez końca.

Julka wygrzebała kolorowe silikonowe foremki do muffinek. Pada pytanie: Mamo zloooobis? Pewnie, że zrobię, ale od razu pomyślałam że po świętach przydała by się wersja 'Heathy', a w szufladzie znalazły się płatki jęczmienne.
Powstały więc zdrowe, lekko słodkie muffiny z płatkami jęczmiennymi.
Poniżej wrzucam przepis, ja swoje dodatkowo posypałam siekanymi migdałami.







Składniki:

  • 1 szklanka mąki
  • 1 szklanka płatków jęczmiennych
  • 1/2 szklanki  cukru trzcinowego
  • 1/2 szklanki oleju roślinnego
  • 1/2 szklanki jogurtu naturalnego
  • 2 jajka
  • 2 łyżeczki proszku do pieczenia lub sody
Sposób przygotowania:
  • Jajka ubij z olejem, cukrem i jogurtem. Mąkę wymieszaj z proszkiem i płatkami, dodaj do mokrych składników i mieszaj tak, aby składniki się połączyły.
  • Formę na muffiny (12 dołków) nasmaruj masłem lub wyłóż papilotkami, napełnij ciastem do 2/3 wysokości.
  • Wierzch można posypać orzechami. Piecz w 190ºC przez 25 minut.
 Jutro już poniedziałek, nowy tydzień, nowe wyzwania. Ostatnie dni roku.
Jutrzejszy dzień rozpocznę treningiem na siłowni, przez święta mieliśmy przerwę, ale uwierzcie da się tęsknić za ćwiczeniami :)  To chyba dobry znak.
Potem pracowity dzień w Tulimy, za maszyna też już tęsknię, postaram się uporządkować tam wszystko przed nowym rokiem.

Jesteście gotowe na to co przyniesie nowy rok ?
Mommy On




poniedziałek, 22 grudnia 2014

Historia pewnej wysypki.

Dzieci często miewają wysypki różnego pochodzenia. Prawda?
A to wszystkim znana ospa, a to różyczka, świnka, wszyscy znają.
Są też wysypki i krostki mniej znane, jak 'bostonka'.  Są też zupełnie inne wirusy i ich mutacje. Niestety zima nam ich w tym roku nie wymroziła.

Dzięki temu że kilka dni temu Julka nam  zachorowała przekonałam się, że mamy świetnego lekarza pediatrę, który nie uogólnia, nie generalizuje i bacznie obserwuje moje dziecko.

Do gabinetu trafiliśmy w sobotę. Tak wiem, że najczęściej maluchy chorują w święta i weekendy.
Julka mocno zsypana drobnymi krostkami na kończynach, wokół ust i w buzi.
Przez dobę była gorączka, potem przez dobę świąd. Ogólne samopoczucie dziecka świetne, na nic nie narzekała i nie uskarżała się.
Badanie było bardzo drobiazgowe, tak jak wywiad lekarski, ale przebiegało długo i głównie w milczeniu lekarza. Dlatego zaczęliśmy się denerwować.
Dr stanowczo stwierdziła że absolutnie nie jest to choroba bostońska, tylko w najlepszym wypadku to wirus, a w gorszym wysypkę na ciele powoduje małopłytkowość.
Zostaliśmy wypytanie czy Julka nie krwawi z nosa, ust, uszu, ponieważ jeśli jest to skaza krwotoczna dziecko może dostać krwotoku wewnętrznego.

Wyjście jedno, skierowanie na badanie krwi, aby sprawdzić czy morfologia wskazuje na małopłytkowość.
Prędko pojechaliśmy, z drżącym żołądkiem i skierowaniem do szpitala gdyby wyniki wyszły złe, stres sięgał zenitu, cieszyłam się, że pomimo weekendu możemy zrobić badania na cito w szpitalu. Nie wytrzymalibyśmy do poniedziałku w niepewności.

Pielęgniarka kuła Julkę, mała uroniła kilka łez. No i czekamy. Nim minęło 15 minut w drzwiach stała Pani z wynikami i z delikatnym uśmiechem na twarzy. Wyniki były wzorowe, małopłytkowość wykluczona.

Julka przyjmuje leki i na szczęście wysypka blednie z dnia na dzień, wszystko skończyło się dobrze.
A jednak, szanuję wielką troskę naszej pediatry. Nie generalizowała, nie przypisała Bostonki pod wykwity w buzi, na buzi i kończynach. Zbadała lepiej, nie ograniczyła się również do wypisania recepty na leki.

Można się zastanawiać, gdybać co mogło by się wydarzyć gdyby inny lekarz potraktował sprawę po macoszemu, nie wysłał na morfologię, nie pokusił się o rozwianie wszelkich wątpliwości, a sprawa miała by się ku skazie.

Można, ale nie chcę, cieszę się, że świąt z Julką nie musimy spędzać na szpitalnym oddziale i cieszę się że mamy lekarza, który troszczy się o nasze dziecko. Tak po prostu.





Gdybym nie pisała już przed Wigilią to wiecie co? Życzę Wam po prostu zdrowia, tak z serca Wam i waszym pociechom, waszym rodzinom. Zdrowie jest ponad wszystko !

Mommy On
Jusia

niedziela, 14 grudnia 2014

Post MOTYWATOR

Lubię motywować siebie, lubię motywować innych. To sprawia dużo satysfakcji.
Stawiacie sobie czasem jakieś cele?
Ja bardzo często, potem to już tylko uporczywie do nich dążę. Uczę się tez nie odpuszczać,
bo to pozostawia niesmak i poczucie niespełnienia.

W moim przypadku cele które stawiam mają zapobiec życiowej rutynie, ale też mają za zadanie sprawić bym stała się silniejszą, odważniejsza, pewniejszą siebie osobą.

Zdecydowanie jestem jedną z tych osób które lubią robić coś dla siebie.
Jednym z moich ostatnich pomysłów był profesjonalny trening z trenerem personalnym.
Jak mnie znacie to wiecie szczupła jestem, ale proszę nie pukajcie się w czoło,
nie, nie odchudzam się, nie nie uważam że jestem 'za gruba', nie nie głodzę się
robię to dla zdrowia, dla kondycji i by móc co rano nabrać energii na cały dzień, a przy tym spotkać na sali fajnych pozytywnych ludzi.

Zaczęło się od myśli która wpadła do głowy jakiś czas temu, aktualnie na siłownię i trening chodzę ja, szanowny monż i moje przyjaciółki. Czyli można powiedzieć że motywacja zadziałała stuprocentowo.

Przeszliśmy przez morderczy wysiłek, pot i zmęczenie, a przede wszystkim straszliwe zakwasy, a teraz nie możemy doczekać się kolejnego spotkania z trenerem.
Zaczynamy zdrowiej jeść, ryż, owsianka, pełne ziarno, 5 posiłków, hektolitry wody.

Wszystko po to właśnie by zrobić coś dla siebie, by poczuć się lepiej i mieć więcej pary do życia i działania.
Wstajesz rano idziesz na salę i ludzie zadowoleni witają się z Tobą i uśmiechają się, dzień od razu staje się lepszy. Serio, serio !

A efekt uboczny ? Rzecz cudowna... wymarzona sylwetka, poprawa kondycji, lepszy humor.
Jest zima, my trenujemy, a latem ? Latem nikt nie powie że źle wygląda, że się sobie nie podoba, że pupa za duża, że pomarańczowej skórki się nazbierało.

Ale do sedna, trzeba zrobić tak żeby ten cel wszedł w krew, żeby stał się stylem zycia.
Żeby nie zapominać robić czegoś tak tylko dla siebie. Dla siebie.
Żeby przestać narzekać i marudzić, żeby przestać zazdrościć.
Wstań i po prostu postaw sobie cel. Potem zrób wszystko żeby go osiągnąć.

Nie sztuką jest złożyć sobie postanowienie noworoczne i go nie dotrzymać. Rzadko kiedy z resztą  jesteśmy w stanie wytrwać w takim postanowieniu z początkiem nowego roku, takie obiecanki cacanki. Więc my na przekór zbliżającym się świętom wyzwanie podjęliśmy z początkiem grudnia.

Ja postawiłam tym razem na sportowy cel i wyzwanie, ale wy możecie osiągnąć cel jakikolwiek sobie wymarzycie i zaplanujecie. Musicie tylko w to uwierzyć i poświęcić się temu w całości.

Jaki ostatnio postawiłaś sobie cel ? 
Obiecasz że spróbujesz ?
Będę trzymała kciuki ! 



Mommy On



piątek, 31 października 2014

Jesteście silnymi kobietami ?

Zdaję sobie sprawę, że temat o którym pisze, nie dla wszystkich jest ciekawy, dla niektórych wręcz przestarzały.

Lubię czytać, czytam książki o ciężkiej tematyce, zwykle dotyczą okresu wojennego i powstania. Z zaciekawieniem zgłębiam zapiski, pamiętniki, wspomnienia ludzi powstania, a ostatnio dokładniej kobiet powstania. To wszystko po prostu wiele dla mnie znaczy.

Książka Anny Herbich pokazuje jak bardzo zasłużone były kobiety podczas wojny, często zapomniane, często pominięte. " Dziewczyny z powstania " to opowieści kobiet które przeżyły brutalne, mordercze powstanie.



"... Moje dzieci i wnuki regularnie mnie odwiedzają. Siadają przy stole i skarżą mi się na swoje kłopoty. A to coś nie wyszło w pracy... a to nie wypalił jakiś wyjazd. Patrzę wtedy na nich zdumiona. I mówię:
- Czy twoje miasto jest bombardowane? Czy twojemu mężowi grozi śmierć od nieprzyjacielskiej kuli? Czy twoje dzieci głodują? Jeżeli nie, to to nie masz powodu do narzekania. Wszystko inne jest bowiem błahostką. "
                                                                                                                        Irena Herbich z domu Wilga

Dla mnie te pamiętniki to nauka, to swojego rodzaju terapia. To wszystko działo się naprawdę, łapanki, mordy, gwałty, masowe egzekucje, obozy, przesłuchania. Ja mam tego ogromną świadomość. Po co tracić czas i energię na narzekanie, na błahe sprawy które nic nie wnoszą. Żyję, niczego mi nie brakuje, mam dach nad głową, rodzinę, śpię w ciepłym łóżku, mam co jeść. Oni nie mieli, oni walczyli dla nas.

Często zastanawiam się co bym zrobiła, czy była bym taka odważna? Nie wiem.
Ściska mnie w gardle kiedy czytam historię kobiety, która urodziła godzinę, przed rozpoczęciem powstania.
Urodziła i z zawiniątkiem na rękach siedziała wśród konających z głodu ludzi w ciemnej mokrej piwnicy, jej dziecko tez głodowało. Nie było jedzenia i wody, nie miała pokarmu.

Innym razem czytam czytam relację wówczas dziewczyny która opowiada jak Niemcy nocami siłą zabierali  kobiety i brutalnie gwałcili, były przypadki że krzywdzili trzy letnie dziewczynki. Nie miało to dla nich znaczenia ani różnicy. Zachowywali się bestialsko. W tamtym okresie nie można była nazwać ich ludźmi.

Jeśli zaprzysiężone szły do powstania zwykle były sanitariuszkami.
"... Pamiętam jak zostałam zawołana do rannych w bramie na Nowomiejskiej. Zobaczyłam tam klęczącą kobietę z obłędem w oczach. Na jej kolanach leżała córeczka bez obu rąk i bez obu nóg, a co najgorsze była przytomna. Wołała:
-Mamusiu jak to strasznie boli!
A potem:
- Mamusiu ja umieram.
Tak strasznie płakała, a matka błagała, żeby dać jej morfinę ... "

Nam matkom teraz się to w głowie nie mieści. Ciężko o tym rozmawiać, a co mówiąc o Nich które to widziały, przeżywały.

Czy my dały byśmy radę? Czy były byśmy takie silne?
Te książki zmuszają mnie do pracy nas sobą. Uczą doceniać życie. Ja ich po prostu podziwiam.
Oni są dla mnie autorytetem, do nich mam ogrom szacunku.
Czy wolno mi 'miałczeć' i narzekać? Nie wolno. Musze pracować nad sobą, żeby być lepszym człowiekiem.
Muszę / musimy pamiętać.

Myślicie, że jesteście silnymi kobietami ?
Mommy On



poniedziałek, 13 października 2014

365 dni szczęścia.

Jeśli dobrze mnie znacie to  wiecie że jestem osobą bardzo energiczną i długo an miejscu nie potrafię usiedzieć.

Już od dłuższego czasu szukałam swojej drogi. Czegoś co da mi osobiste szczęście, co sprawi że będę nie tylko mamą, ale także kobieta spełnioną.  W ogóle uważam się za osobę w której drzemie ogromna potrzeba samorealizacji.

Bo wielką sztuką jest być dobrą matką, godną partnerką i kobietą spełnioną w jednym. I ja tę sztukę opanuję !

Wiele z Was dobrze wie czym się zajmuję, wie że szycie to moja wielka pasja, pasja która odkryłam w sobie dzięki mamie, babci, a teraz i również dzięki dziadkowi.  Zaczynam myśleć nawet że to geny !
Ale jeśli tak jest przepełnia mnie ogromna duma. Odziedziczyłam coś tak cennego dla mnie.

Tulimy długo siedziało w mojej głowie, myślałam, analizowałam, czy warto, czy się uda, czy będzie tak jak wymarzyłam. W końcu postanowiliśmy z Kamilem wszystko na jedną kartę, bo w życiu kierujemy się zasadą, że w życiu trzeba być odważnym.

Postanowiliśmy, bo we wszelkich decyzjach i pomysłach od początku wspierał mnie On.
Nie pisał czarnego scenariusza, nie kwestionował, analizował razem ze mną. Na kartce rozpisywaliśmy wszelkie za i przeciw.

Tulimy to nasze wspólne, drugie dziecko.

Minęło 365 dni.
Bilans jest na plus.

Nawet nie myślę  zmieniać pracy. Uwielbiam to miejsce, uwielbiam swoich klientów. Uwielbiam to że moja praca daje mi możliwość bycia kreatywną, pomysłową, pozwala mi się realizować, dając przy tym wiele frajdy, mimo że w ciągu roku miałam może ekhm w sumie tydzień wolnego. ale to jest mało ważne.


Lubię samo miejsce, uwiłam tam sobie bardzo przytulne gniazdko, dzięki temu lepiej mi się pracuje. A z resztą Nam się pracuje, bo często działamy na cztery ręce.
Jest jasno, biało, ciepło. Pracownię zorganizowałam jak najfunkcjonalniej potrafiłam.
Swoją maszynę kocham, jest moją kolejna przyjaciółką !



W kompleksie moich włości miejsce ma nawet Julkowy kącik, bo często popołudniu towarzyszy mi w ostatniej godzinie pracy, ale o tym w kolejnym poście.

Jestem szczęśliwa i nie zamienię swojej pracy na żadną inną.
Tulimy to mój drugi dom.
Stawiam sobie cele i osiągam je, tyle już mam przecież za sobą!

Czuję się power mamą !





Czuję się power mamą !




poniedziałek, 6 października 2014

Niesprawiedliwość.

Czy wy też uważacie że życie jest niesprawiedliwe?

Media nie milkną, portale społecznościowe krzyczą na każdym kroku, wszędzie czarno białe zdjęcia pięknej kobiety.

Śmierć Anny odbija się w blogowo-parentingowym świecie dużym echem. Powiem Wam dlaczego.
W jednym z wywiadów Ania powiedziała że jest w pierwszej kolejności MATKĄ, później partnerką, a na końcu aktorką. I to jest jej wielka życiowa prawda. Nas, matki paraliżuje myśl, że tak młoda kobieta przegrała z chorobą, ze straszliwą chorobą, że zostawiła męża i troje dzieci, dzieci które będą jej bardzo potrzebowały.

Dlaczego jest nam tak bliska? A dlatego że była osobą publiczną,ale nie zepsutą przez media,  z niesamowicie nieprzekłamanym ciepłym wizerunkiem. Do tego wszystkiego utalentowana.
Kobieta, która odsunęła karierę na rzecz bycia mamą i żoną, na rzecz prowadzenia domu.
Obiecała sobie, że odchowa maluchy i wróci do pracy. Nie wróci. 

I pewnie, że ciężko w to uwierzyć, że choroba wygrała. Przykra jest również niemoc, bo przecież nie mamy na to wszystko wpływu. Nie mogliśmy nic zrobić.

Myślę tez, że wczoraj wiele osób zatrzymało się na chwilę i zastanowiło nad swoim losem, nad zyciem.
 Dla Anny skończyło się ono zdecydowanie za wcześnie.

Nikt z Nas nie wie co przyniesie życie. Szanujmy je więc i szanujmy siebie.
Żyjmy na maksa niczego nie żałując.

P.S Ciągle mam ściśnięte gardło.


Mommy On
Jusia

niedziela, 28 września 2014

Dzień pełny szczęścia.

Tak, dokładnie tak, to był dzień po brzegi wypełniony uśmiechami i dobrymi chwilami.
Rozmowy, uścisków i ciepłych słów było pod dostatkiem.

Powiem Wam w czym rzecz. Dlaczego to właśnie ta niedziela była dla Nas wyjątkowa.
Od dziś mamy oboje dziadków i oboje pradziadków Julki pod jednym dachem.
Pod ciepłym, przytulnym, rodzinnym, wiejskim dachem.



Zawsze marzyłam o tym by odwiedzać swoich rodziców na wsi. By spędzać czas wspólnie ze swoją rodziną, z Julką w miejscu które tak dobrze pamiętam z dzieciństwa.
By pokazać jej to co kocham. Ten spokój, piękno przyrody, naturę.

Wielkim szczęściem dla mnie jest też fakt że Julka zna swoich pradziadków, a oni doczekali chwil wspólnie z prawnukami spędzanych.

Wiem, że sercem mama zawsze była tu na wsi, w miejscu w którym się urodziła, i wierze że ta przeprowadzka to dla niej czas wytchnienia, odpoczynku, myślę że jest szczęśliwa, dlatego ja również jestem.





Cieszę się że teraz mogę odwiedzać ich wszystkich razem i zdaję sobie sprawę z piękna tych chwil.

Dlatego dziś z samego rana, zrobiliśmy ciasto, bo nasi dziadkowie to straszne łasuchy, kochają ' coś ' do herbaty.  By sprawić im przyjemność ukręciliśmy rafaello. Gratkę dla wszystkich ' kokosowych ' pożeraczy.
Szybkie bo bez pieczenia, bardzo proste.

Przepis poniżej:  (dostałam go kilka dobrych lat temu od przyjaciółki)

Rafaello
2 opakowania krakersów
20 dag wiórków kokosowych
opakowanie cukru waniliowego
1/2 litra mleka
2 żółtka
25 dag margaryny
3/4 szklanki cukru
2 łyżki mąki pszennej
2 czubate łyżki budyniu waniliowego (ja robię z całego opakowania z biedrony:) 

1. Żółtka ucieramy z 1/2 szklanki mleka. Miksujemy.

2. Resztę mleka zagotowujemy z resztą cukru, dodajemy masę żółtkową i gotujemy budyń. Studzimy.
Margarynę ucieramy i stopniowo dodajemy budyń. Mieszamy z 3/4 wiórków kokosowych.

3. Dno formy wykładamy krakersami. smarujemy 1/3 masy. Czynność powtarzamy dwukrotnie. 
Posypujemy resztą wiórków kokosowych. Schładzamy około 3 godziny.



Smacznego !
Mommy On !






poniedziałek, 8 września 2014

Tydzień do przodu, ale gdzie jest moje dziecko? !

Tydzień przedszkola za nami. Mi w głowie układa się swego rodzaju podsumowanie tych kilku znaczących dni.


Nie bez znaczenia był również dzisiejszy poniedziałek, byłam ciekawa czy po weekendzie dalej z chęcią pomaszeruje do dzieci, na szczęście tak było.

Jestem z niej naprawdę dumna. Nie było łez rozstania, nie było przykrych sytuacji, był za to uśmiech i buziak na do widzenia.
Są już czarne trampki, umorusane białe rajstopki i zaplamione bluzeczki, przecież mamy to wpisane w żywot przedszkolaka, to wszystko to nic.

I wszystko było by cacy, gdyby nie fakt że od tygodnia ja matka, swojej córki nie poznaję. Najnormalniej na świecie nie jestem w stanie nad nią zapanować. Do tej pory nie mogłam mówić o swoim dziecku że jest niegrzeczne. Nie wiem z czego to wynika, ale od kilku dni zachowuje się strasznie.

Mówię do niej, ale to wszystko jakby grochem o ścianę.
Czasem płacz bez powodu, czasem nogą tupnięcie, ale na pewno częściej niż zwykle.
Dziecko przestało mnie słuchać i  błagam niech ktoś powie, że to tylko chwile, że zmiana otoczenia i że ona za chwile będzie sobą, będzie , nazwijmy to 'grzeczna'.

Mam wrażenie że mój autorytet legł w gruzach. Niech ktoś mi odda moją Julkę ! Niech ktoś powie że to za chwile minie.

Miałyście tak ?




Mommy On
 





poniedziałek, 25 sierpnia 2014

Jestem świadoma !

Dziś kiedy wróciłam z pracy, czekała na mnie poczta.
Był to list przypominający o wykonaniu badania cytologicznego oraz zaproszenie aby wykonać je bezpłatnie.

Pomyślałam świetnie ! Niby zwykła kartka, zwykły list, a jednak pojawił się w skrzynce.
Potem pomyślałam o tym jak wiele z nas zapomina o  regularnych badaniach u swojego ginekologa, ba jak wiele zapomina od czasu do czasu umówić się na zwykłą wizytę profilaktyczną.

Profilaktyką jest właśnie między innymi badanie cytologiczne, które ma przecież uchronić nas przed rakiem szyjki macicy.

Mam ogromne szczęście, ponieważ lekarz który się mną opiekuje potrafi rozmawiać, potrafi tłumaczyć i wyjaśnić wszelkie niejasności. Wydaje się, że każda z nas wie co to jest cytologia i czemu służy, jak wygląda, nic bardziej mylnego jest cała rzesza kobiet która się jej nawet boi, żyjąc w nieświadomości.

Wybór lekarza ma ogromne znaczenie, to nie może być człowiek wypalony zawodowo, działający automatycznie, musisz czuć, że lekarz otacza cię opieką, że traktuje cie indywidualnie, że poświęca ci swój czas. Tak, tacy lekarze istnieją, nie decyduj się na pierwszego z rzędu, zasługujesz na godną opiekę !

Wiele kobiet nie bada się regularnie, nie odwiedza lekarza ginekologa, choć uważam, że to cześć dbania o siebie, to jak wizyta u dentysty, to dbanie o swoje zdrowie, dbanie o siebie wewnątrz.

No i każdy może powiedzieć że to słabe, że banalne, wyświechtane, ale ja jestem kobietą, jestem matką i ja mam dla kogo żyć.

Rak szyjki macicy to też ciągle rak,czasami spychany na bok, wypierany prze kobiety, bo ' przecież mnie to nie dotknie ' , rak, który zabija i wyniszcza organizm, i jeśli ja mogę zrobić cokolwiek żeby się przed nim uchronić to muszę działać, muszę się badać, muszę być świadoma.

Dbam o siebie.

Ja już swoje badanie cytologiczne mam za sobą, a ty? 


Mommy On





wtorek, 19 sierpnia 2014

Dostałam to od życia.

Zastanawiałyście się kiedyś jakie będą wasze maluchy jak dorosną ? Ja jestem bardzo ciekawa,
myślałam o tym o momentu kiedy dowiedziałam się że będziemy mieli dziecko. Geny w końcu ważna rzecz.

To co ja wyssałam z mlekiem mamy to pasja tworzenia. Odkąd pamiętam pokazywała, tłumaczyła, robiła fajne rzeczy, sama. Z zaciekawieniem przyglądałam się jak szyła przy nocnej lampce. Teraz sama siedzę przy maszynie, lubię to zajęcie bo pomaga mi się spełniać jako mamie i kobiecie i najważniejsze sprawia dużo frajdy.

Bardzo lubię kiedy mama wpada do mojej pracowni, choć są to chwile niezwykle rzadkie, być może dla mnie tak bardzo cenne. Wtedy zaczynamy działać na cztery ręce, a w głowach aż huczy od pomysłów, a mój dzień od razu staje się lepszy.
Takie chwile bardzo mnie cieszą, a to co sprawia że na sercu robi się cieplej to świadomość że mama jest ze mnie dumna. To bardzo dodaje skrzydeł.

To co dostałam w genach od taty to szał na punkcie aparatu. Zamiłowanie do fotografowania.
Bardzo wyraźny obraz jaki rysuje się w mojej pamięci to sterta czaro białych fotografii wywoływanych w łazience, stary Zenit, klisze i dużo slajdów wyświetlanych po zmroku na ścianie salonu. Ja i moje rodzeństwo mamy piękne pamiątki z dzieciństwa.

Teraz ja jestem dorosła i wy przecież widzicie jak ja się 'trzęsę' nad aparatem, jak się z nim nigdy nie rozstaje, jak go ciągle tacham z torbą lub na szyi, która i tak umęczona od szycia. Ja to uwielbiam.
Świadomość, że zatrzymuje w kadrze najpiękniejsze chwile mojej rodziny jest bezcenna.

To czym rodzice obdarzyli mnie oboje to zamiłowanie do książek, ale tylko tych których tematyka mnie interesuje. Pochłaniam książki trudne i o ciężkiej treści, książki z okresu II Wojny Światowej, Holokaustu i ogólnie martyrologii. Dla mnie tamten czas jest bardzo ważny i chce o nim pamiętać.

Jestem bardzo świadoma tego jak wiele otrzymałam od życia, bardzo szanuje to co Oni mi podarowali w genach, bo dzięki temu czuję się bogata... wewnętrznie.

Mam tez nadzieję zaszczepić pasję w mojej córce.




Mommy On

poniedziałek, 4 sierpnia 2014

Ważna kartka z kalendarza.

Nie wiem czy wy tez tak macie, ale ja dotychczas dzieliłam czas od narodzin Julki na etapy.
Takie przełomowe momenty wnoszące wiele nowego.
Z resztą mamy sierpień, i dla Nas to zawsze miesiąc ważnych dat.

Było pół roczku, było chodzenie na roczek, było półtora i znaczące wyrazy, było dwa i  cudowne zdania oraz komunikacja w pełni.

Dokładnie jutro 5 sierpnia mija 2 i pół roku odkąd urodziła się Ona.
Teraz mam w domu małą rozbieganą damę, której wszędzie pełno.
Ona, która jest moją inspiracją.
Ona uwielbia wodę i kąpiele.
Ona która uwielbia przebywać na dworze, na świeżym powietrzu.
Ona rozgadana , która twierdzi że jak będzie wdrapywała się na stołek to spadnie pobije głowę i będzie bieda :)
Ona, której pierwsze słowa po przebudzeniu brzmią 'tato chcę mleczko, będę je jadła w łóżku'
Ona, która jest lodożercą z prawdziwego zdarzenia.
Ona która uwielbia swoje babcie.


To dzięki niej zdecydowanie ciężko zastać nas w domu i uwierzcie nam nie znamy słowa nuda, odkąd zostaliśmy rodzicami.








Na tym etapie cieszę się że potrafimy zorganizować jej wolny czas, czas który spędzamy we troje.
Cieszę się że nie marnotrawimy czasu w domu.

Dodatkowo dokładnie za miesiąc Julka zostanie przedszkolakiem i na tą chwilę nie martwię się tym, nie przeżywam niepotrzebnie, jestem dobrej myśli. Cieszę się że jest w pełni samodzielna i odpieluchowana od pół roku.
Obserwuję jak obcuje z innymi maluchami, jest bardzo towarzyska i otwarta. No i zdarza mi się już słyszeć przechodząc obok przedszkola ' mamo chcę do psedskola, mamo do dzieci '.

P.S Cieszy mnie również fakt że do tej pory nie zrezygnowała z drzemki w środku dnia, zdarza się że śpi dwie godzinki, więc kłopotu z leżakowaniem być nie powinno :)

Tak więc czas pokaże jak będzie we wrześniu. Póki co oswajamy ją z tym co ma się wydarzyć.

Jak było z Waszymi maluchami kiedy szły do przedszkola?

Mommy On









czwartek, 24 lipca 2014

Mama i córka mają wychodne !

Lubicie świętować z rodziną? Nasza trójka bardzo.
Wciąż spotykamy się z bliskimi, Julia ma doskonały kontakt ze swoim bratem i siostrami ciotecznymi.
Uważam że to bardzo ważne, żeby trzymali się razem.
A Julka? Wujki, ciocie ? Wszystkich kocha, za wszystkimi przepada, wciąż powtarza ich imiona, ku dumie ojca potrafi nazwać samochody którymi się poruszają. Serio, robi to bezbłędnie.

Wielkimi krokami zbliża się okazja do spotkania ze wszystkimi, do świętowania i do dużej dawki dobrego humoru. Zbliża się ślub mojej siostry i ukochanej cioci Julki.

Dla nas to wielkie rodzinne wydarzenie i powód do dumy, za mąż wychodzi ostatnia córka. Wszyscy bardzo się cieszymy, jestesmy pochłonięci przygotowaniami do ceremonii.

Jako że dzieci w naszej rodzinie pod dostatkiem, również im przypadły odpowiedzialne role. Siostrzeniec będzie niósł obrączki, a dziewczynki ... szt 4 będą druhenkami z mini bukiecikami. Wszystkie ubrane w te same groszkowe sukienki, w takich samych białych bucikach.




Ja sama jestem szczęśliwa, bo przypadł mi zaszczyt bycia druhną. Cieszę się że będę towarzyszyła siostrze w tak ważnym dla niej dniu. Niespełna 5 late temu to ona była dwa kroki za mną, poprawiając moją suknię.
To pierwsza taka okazja w której będzie uczestniczyła Julia.



To będzie piękny dzień. 
Jestem tego pewna !





niedziela, 20 lipca 2014

Czas na to co ważne.

Odkąd wróciłam do pracy każdy dzień po brzegi wypełniony jest obowiązkami.
Jest tego sporo, wiecie jak u każdej mamy, zawsze doba za krótka, zawsze jest coś do zrobienia.
Ale przychodzi ten czas, czas po pracy, weekend, bądź jakikolwiek dzień wolny i my wyruszamy.
Po prostu wychodzimy z domu i spędzamy swój czas najlepiej jak potrafimy.

I właśnie dziś zrozumiałam co to znaczy zorganizować dziecku czas.
Dziś zrozumiałam, że moje niespełna dwu i pół letnie dziecko nie bawi się tabletem, nie krzyczy że chce mój telefon i jakiegoś gadającego ziemniaka, nie wie kim jest świnka pepa i jej ulubienicą nie jest 'heloł kiti'.

Nie wie, bo nie ma czasu na oglądanie bajek. My nawet nie korzystamy z żadnej telewizji cyfrowej, nie ma sensu płacić za telewizję, której się nie ogląda. Mamy telewizję naziemną, przeznaczoną na deszczowe dni :)

Może nie jestem matką tradycjonalistką, może robię nie tak jak wszyscy, ale kiedy wracam do domu o 17 wcale nie staje do garów, nie gotuję obiadu, nie sprzątam (jeśli znajdę czas robię to wieczorem) po prostu zabieram najpotrzebniejsze rzeczy i ruszamy na rower, na plac zabaw, na lody, do ludzi.

Nasze dni wypełnione są spotkaniami z rodziną i znajomymi  na świeżym powietrzu. Spotkaniami, które uwielbiamy my i nasze dziecko.  

Owszem kiedy dobiega koniec pracy, zmęczenie daje się we znaki, kręgosłup trochę jęczy od siedzenia przy maszynie  ale wszystko mija kiedy pomyślę że przecież szkoda dnia !
I cieszy nas ogromnie kiedy widzimy jej uśmiech na hasło WYCHODZIMY !
Robi siusiu, zakłada buty, zabiera plecaczek i stoi przy drzwiach zadowolona.

Każdego dnia padamy ze zmęczenia, ale jesteśmy szczęśliwi.








Mommy On





LinkWithin

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...