Lubię czytać, czytam książki o ciężkiej tematyce, zwykle dotyczą okresu wojennego i powstania. Z zaciekawieniem zgłębiam zapiski, pamiętniki, wspomnienia ludzi powstania, a ostatnio dokładniej kobiet powstania. To wszystko po prostu wiele dla mnie znaczy.
Książka Anny Herbich pokazuje jak bardzo zasłużone były kobiety podczas wojny, często zapomniane, często pominięte. " Dziewczyny z powstania " to opowieści kobiet które przeżyły brutalne, mordercze powstanie.
"... Moje dzieci i wnuki regularnie mnie odwiedzają. Siadają przy stole i skarżą mi się na swoje kłopoty. A to coś nie wyszło w pracy... a to nie wypalił jakiś wyjazd. Patrzę wtedy na nich zdumiona. I mówię:
- Czy twoje miasto jest bombardowane? Czy twojemu mężowi grozi śmierć od nieprzyjacielskiej kuli? Czy twoje dzieci głodują? Jeżeli nie, to to nie masz powodu do narzekania. Wszystko inne jest bowiem błahostką. "
Irena Herbich z domu Wilga
Dla mnie te pamiętniki to nauka, to swojego rodzaju terapia. To wszystko działo się naprawdę, łapanki, mordy, gwałty, masowe egzekucje, obozy, przesłuchania. Ja mam tego ogromną świadomość. Po co tracić czas i energię na narzekanie, na błahe sprawy które nic nie wnoszą. Żyję, niczego mi nie brakuje, mam dach nad głową, rodzinę, śpię w ciepłym łóżku, mam co jeść. Oni nie mieli, oni walczyli dla nas.
Często zastanawiam się co bym zrobiła, czy była bym taka odważna? Nie wiem.
Ściska mnie w gardle kiedy czytam historię kobiety, która urodziła godzinę, przed rozpoczęciem powstania.
Urodziła i z zawiniątkiem na rękach siedziała wśród konających z głodu ludzi w ciemnej mokrej piwnicy, jej dziecko tez głodowało. Nie było jedzenia i wody, nie miała pokarmu.
Innym razem czytam czytam relację wówczas dziewczyny która opowiada jak Niemcy nocami siłą zabierali kobiety i brutalnie gwałcili, były przypadki że krzywdzili trzy letnie dziewczynki. Nie miało to dla nich znaczenia ani różnicy. Zachowywali się bestialsko. W tamtym okresie nie można była nazwać ich ludźmi.
Jeśli zaprzysiężone szły do powstania zwykle były sanitariuszkami.
"... Pamiętam jak zostałam zawołana do rannych w bramie na Nowomiejskiej. Zobaczyłam tam klęczącą kobietę z obłędem w oczach. Na jej kolanach leżała córeczka bez obu rąk i bez obu nóg, a co najgorsze była przytomna. Wołała:
-Mamusiu jak to strasznie boli!
A potem:
- Mamusiu ja umieram.
Tak strasznie płakała, a matka błagała, żeby dać jej morfinę ... "
Nam matkom teraz się to w głowie nie mieści. Ciężko o tym rozmawiać, a co mówiąc o Nich które to widziały, przeżywały.
Czy my dały byśmy radę? Czy były byśmy takie silne?
Te książki zmuszają mnie do pracy nas sobą. Uczą doceniać życie. Ja ich po prostu podziwiam.
Oni są dla mnie autorytetem, do nich mam ogrom szacunku.
Czy wolno mi 'miałczeć' i narzekać? Nie wolno. Musze pracować nad sobą, żeby być lepszym człowiekiem.
Muszę / musimy pamiętać.
Myślicie, że jesteście silnymi kobietami ?
Mommy On