Muszę przyznać, że uwielbiam poznawać nowych ludzi, każda pora, sytuacja, jest dobra.
Okoliczności bywaja naprawdę różne.
Pewnie każda z Was, ma, ma koleżankę z ' porodówki ', bądź z sali poporodowej.
O dziwo takie znajomości bardzo często wychodzą spoza szpitala, mamy wymieniają się telefonami, pisza maile, interesują sie losami swoich pociech nawzajem.
I ja taką koleżankę pozyskałam. Opowiem Wam jej historię, tak jak ja to pamiętam, jak to widziałam ze szpitalnego łóżka obok.
Po CC przywieziono mnie do sali pooperacyjnej okolo godziny 23, przykryto cieplą kołdrą bo trzęsłam sie z zimna i tak leżałam, nie mogłam zasnąć bo natłok wrażen byl dla mne zbyt duży jak na jeden dzień, w końcu urodziłam córeczkę tak niespodziewanie.
Było ciemno, rozejrzałam sie po pokoju, na łózku pod oknem leżała Ona, spała, ale się obudziła, równiez była po CC, po narkozie ogólnej, zmęczona, obolala. Urodzila dzień wcześniej.
Normalne że pierwsze na co zwrócilam uwagę to to, że nie było przy niej dzidziusia.
Zaczęłysmy rozmawiać, w środku nocy. Ona płakała mocno.
Okazało się, że urodziła w 20 tyg ciaży, powodem był nagly krwotok nie do zatrzymania.
W momencie kiedy ja byłam po porodzie i przywieziono mi Julke na sale do karmenia, jej córcia walczyła o zyce na neonatologii, ważyła niecały kilogram.
Nawet teraz kiedy o tym mówię, kręci mi sie łza w oczach.
Przezywała wielka tragedię i rozpacz, codziennie nosiła malutkiej swoje mleko, na oddział. Płakała bez końca. A ja patrzylam na to wszystko i mogłam dodac jej otuchy jedynie dobrym słowem.
Ale wiecie co?
Życie właśnie sprawiło, że utrzymujemy kontakt, ostatnio widzimy sie dość często na spacerze.
Jej córcia żyje ! I na szczęscie ma się bardzo dobrze, chociaż po wielu przejściach, wizytach w szpitalach i poradniach, jak to z wcześniaczkiem.
Żyje, bo była silna, bo miała dużo szczęścia i dlatego że w naszym szpitalu oddział neonatologii wyposazony jest najnowszym sprzętem dla wcześniaków z Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy.
Do tego w naszym regionie zdecydowana wiekszość wczesniaczków przeżywa, nawet takich które ważyły 400 -500 gram, bo i takie mamy na neonatologii poznała moja znajoma. Bobasy zyją i to jest cudowne.
I niech ktos mi powie, że raz w roku nie warto wrzucić pieniażków do puszki?
Chciałam się z Wami tym podzielić bo to dla mnie ważne. Sama miała problemy z donoszeniem ciąży, szyjka macicy się skracała, bylam na lekach podtrzymujących, ale się udało do 38 tyg.
Tak bardzo trzymałam kciuki za moją koleżankę, tak naprawdę wtedy jeszcze obcą osobę. ale udalo się ii to jest naprawdę cudowne. Dzieci są cudowne.
Cudownie że mimo przeciwności losu, czasami wszystko kończy sie dobrze.
Zawarłyscie takie szpitalne znajomości kiedy rodziły sie wasze pociechy?