Jeśli śledzicie bloga, to gdzieś tam po drodze, cyklicznie pojawiały się posty o moich marzeniach i spełnianiu ich. O samozaparciu, wytrwałości w dążeniu do celu. No właśnie, kto nie chciałby spełnić swoich marzeń, chociaż jednego ?
Ja bardzo lubię mieć pomysł na siebie, na życie, w końcu mam je tylko jedno i jestem pewna, że chcę z niego wycisnąć co tylko się da. Żyć na 200 %. Czuję też że potrafię być kreatywna.
Czytacie mnie, wiecie, że firma, że Tulimy, że sklep, że pasja, że z myślą o Julce, że maszyna, że szycie.
O właśnie ! Szycie i maszyna ! Długa historia... a może właśnie nie długa? To w jakim miejscu jestem i to co robię teraz, nigdy by się nie wydarzyło, gdyby nie Ona. Kobieta z wielkim bagażem doświadczeń. Kobieta silna, zdecydowana. Moja mama.
Pokazała mi wszystko, nauczyła, pomagała. Kiedy zaczynałam swoją przygodę z szyciem, mówiła "spróbuj" , a teraz dzięki niej ta przygoda zmieniła się w pasję i wielką frajdę.
To do niej biegnę, po radę w ważnych sprawach, to z nią nauczyłam się, że kto nie ryzykuje ten nie ma, że trzeba być odważnym w życiu i stawiać na konkrety.
To dzięki niej wstaję rano i z przyjemnością wychodzę do pracy.
Na spotkania w cztery oczy mamy mało czasu. Owszem, brakuje trochę tych chwil sam na sam, ale musze być wyrozumiała, mam jeszcze troje rodzeństwa :) Na szczęście nauczyła też dzielić się.
Czasami jednak się udaje i wtedy, straszliwie mocno cenię sobie te wspólnie spędzone chwile w mojej pracowni, nasze pomysły, choć różne zawsze znajdują wspólny mianownik. Uwielbiam kiedy pracujemy nd czymś razem.
Kiedy ktoś zadaje mi pytanie, skąd, dlaczego, jak to wszystko się potoczyło, z dumą odpowiadam, że zawdzięczam to swojej mamie.
Mamo, dziękuję, że zaszczepiłaś we mnie pasję.
Mommy On
Jusia