Pamiętacie pierwszy pocałunek z Waszym obecnym partnerem? I to uczucie motyli w brzuchu. Wszechobecne endorfiny przeplatające się z podnieceniem. Chemia. To coś. Zauroczenie, miłość.
Wszystko nowe, nieodkryte karty, fascynacja.
Relacja między dwojgiem ludzi zamienia się w związek. Po latach ta sama dwójka decyduje się założyć rodzinę. Ślub, dziecko, częsty schemat.
Z resztą, ze ślubem czy bez niego, pierwszy rok szaleńczo cudowny, potem tych dwoje przestaje sobie wystarczać i pragną zapełnić domową pustkę, nowym życiem.
Przychodzi na świat owoc ich miłości. Dziecko. Pięknie prawda? Powinno wszystko 'grać'.
Powinno, ale jakże często przestaje. Do życia wkrada się niechciana rutyna, obowiązki, praca, często brak snu, stres, zmęczenie... życie, nie ma lekko.
I coś pęka. Z bólem skroni obserwuję wśród znajomych jak często partner zdradza plus/minus rok po przyjściu dziecka na świat. Nie wiem o co chodzi. Że niby żona już nie ta, zmęczona wiecznie, może wygląda już inaczej.
To była jedna z gorszych opcji 'poślubnych', inna to ta w której chemia po kilku latach wspólnego życia się ulotniła. Zagubiona gdzieś w codzienności życia. Ale tym razem para tkwi w 'związku'.
Są razem ale tak naprawdę żyją obok siebie. Dzielą wspólny dom, mają razem dziecko, pracują.
Ich związek przestaje istnieć. Dlaczego ? Bo o niego nie walczą, bo odpuścili. Dlaczego więc się nie rozejdą? Bo tak jest wygodniej, bo się boją, że nic lepszego już ich w życiu nie czeka. Żyją w przyzwyczajeniu.
Większość z Was jest pewnie w w stałych związkach. Założyłyście rodziny. Myślicie czasem w jakim związku jesteście. Dbacie o niego? Dbacie o to by wasze uczucie z przed lat nie przeminęło?
Mimo młodego wieku jestem w dziesięcioletnim związku. Pięć lat po ślubie i chyba nigdy jeszcze tak mocno nie kochałam swojego partnera niż teraz. Uwielbiam okazywać mu swoje uczucia i bardzo często wypowiadam słowa kocham Cię . Jesteśmy ze sobą od małolata i życia w związku uczymy się z każdym dniem.
Gdyby coś poszło nie tak. Człowiek jest tylko człowiekiem, mamy między sobą umowę. Ta umowa to bezwzględna szczerość. Jeśli kiedyś nie będzie już o co walczyć, odejdzie, ma takie prawo.
Nie wyobrażajmy sobie również słodkopierdzących detali, kwiaty, prezenty, romantyczność (niestety zanika w zatrważającym tempie), chodzi o coś więcej, o poczucie bezpieczeństwa, spokój, zaufanie.
Póki co, dbamy o nasz związek. Widzę w nim mężczyznę, który potrafi zadbać o mnie i o naszą rodzinę. Chcę też aby On widział we mnie najpierw kobietę, później matkę naszego dziecka.
Ciągle wierzę, że to co robimy ma sens. A co co mamy już za sobą wiele dla mnie znaczy.
Dopóki jesteśmy razem nie pozwolę na rutynę, a mam nadzieję się z Nim zestarzeć.
Mam także nadzieję że Julka będzie dorastać w domu pełnym uczuć i miłości.
Tego pragnę.