poniedziałek, 20 kwietnia 2015

Mała dama i jej wyjątkowe miejsce.

Obserwuje z dnia na dzień jak moja mała dama rośnie, rozwija się, codziennie zaskakuje nas czymś nowym.
Czas tak niesamowicie szybko płynie. Przecież to już ponad 3 lata. Przecież dopiero co byłyśmy w szpitalu.
Też tak macie ?

Jej rozwój od kiedy chodzi do przedszkola, niebywały. Najbardziej zauważalna zdaje się mowa.
Co ja plotę, mowa? Mamy w domu prawdziwą gadułę, która wymawia słowa z niezwykłą starannością.
''Mamo przyniesiesz mi moje 'kszeszełko' ? Powie wszystko, powtórzy wszystko. Buzia się nie zamyka, a czasem uszy więdną.

Chodzi, podgląda, nasłuchuje, obserwuje, naśladuje nas, po prostu chłonie otoczenie jak gąbka.
Mówi że jest dorosła ! Po domu zwykła chadzać w moich szpilkach, pyta czy może założyć stanik. Ha !
Regularnie prosi również o pomalowanie tych małych usteczek kiedy ja nakładam sobie rano malinową szminkę.

Rozczula nas swoimi pytaniami, rozmyślaniem nad 'poważnymi problemami'  3 latki.
A my z Szanownym choć czasem nie się złościmy uchylili byśmy jej nieba, by miała szczęśliwe dzieciństwo.
Mam nadzieję że nam się to uda !
Julka ma swój pokój odkąd przyszła na świat, zawsze wiedzieliśmy że jej go przygotujemy. Chcieliśmy żeby miała w domu miejsce tylko dla siebie.
Przy okazji chciałam Wam pokazać wyjątkowy mebel który został zwieńczeniem pokoju Julki. Jej własny, prywatny fotel wraz z pufą do czytania książeczek.
Pięknie wykonany, miękki i uroczy sam w sobie. Fotel to dzieło marki Quabbi .
A Julka ? Sami zobaczcie. Jest zachwycona że ma swój kącik, Fotel jak mama i tata. Bardzo lubi w nim przesiadywać.

Przyznaję, jest to mój ulubiony mebel w pokoju Julki, wg mnie gustowny, uroczy i pasujący do pokoju. Wybraliśmy zestaw jasnoszary z białymi drewnianymi nóżkami. Podoba mi się że jest bardzo solidny.
Zawsze o takim marzyliśmy i marka Quabbi wyszła nam na przeciw. Ten zestaw jest po prostu śliczny.

Poza tym fajna alternatywa dla plastikowych, różowych, dodatków dziecięcych, dobry pomysł na oryginalny prezent. Gwarantuje Wam dzieciaki będą piszczały z zachwytu. Zobaczcie sami !



Do następnego Moi !
Mommy On

niedziela, 29 marca 2015

Zdrowe małżeństwo.

Pamiętacie jak pisałam Wam że wzięłam się za siebie prawda? Z resztą moje treningi i postępy możecie śledzić na insta.
Otóż wzięłam się, ale nie sama i nie pierwsza.
Pierwszego namówiłam Szanownego i te namowy trwały bardzo długo, myślę że musiałam mu wiercić dziurę w brzuchu jakieś półtora roku co najmniej.

Widziałam że nie czuje się dobrze w swojej skórze, że się sobie nie podoba, że to i owo przeszkadza.
Tak, tak mężczyznom też przeszkadza. Mężczyźni też  lubią się podobać.

Poza tym kwestia zdrowia, kwestia tachania przed sobą brzucha, kwestia ruchu.

Grudzień to był idealny czas na podjęcie tak ważnej decyzji. Bo skoro było dużo do zrobienia, trzeba na to więcej czasu. Poza tym jak każdy wie na letnią sylwetkę pracuję się zimą.
I oszukała bym Was gdybym powiedziała że to łatwizna jest. Oszukała bym.

Początki były maksymalnie ciężkie, olbrzymie zakwasy, mdłości na zajęciach, brak tchu, aż się w głowie kręciło bo organizm nie był przyzwyczajony do tak intensywnych treningów.
Z czasem się poprawiło i wydolność bardzo wzrosła, jak również kondycja.
Jednak poprzeczka stale jest nam podnoszona bo organizm się przyzwyczaja.

Wytrzymaliśmy najtrudniejsze i polubiliśmy wspólne wyjścia na siłownię, to daje  czas dla siebie i lepszy początek dnia.

Olbrzymią rolę w tym wszystkim odegrała dieta, rozpisana przez specjalistę, trenera personalnego.
Dokładnie do wzrostu, wagi, odpowiednio kaloryczna. To zawsze 5 posiłków jedzonych o ustalonych porach w odpowiedniej kolejności.
Zero cukru, zero tłuszczu (oliwy czy oleju). Brązowy ryż zamiast białego, lub basmati, kurczak, lub ryby, warzywa i suszone owoce.

Żelazna zasada to zero podjadania między posiłkami i dużo wody.

Razem z Szanownym i naszym trenerem personalnym trenujemy 3 razy w tygodniu.

Po prawie 4 miesiącach mogę przedstawić Wam efekty i zaznaczam że jest to dopiero początek tego co zamierzamy razem osiągnąć.
Olbrzymi wpływ na efekty ma trener czyli osoba z ogromną wiedzą w zakresie ludzkiego ciała i ćwiczeń, która odpowiednio Was zmotywuje i zawsze będzie dopingowała.

Jeśli chodzi o mnie Waga to -3 kg ale w moim przypadku kg nie mają znaczenia, wyglądam lepiej niż przed ciążą, skóra gładka umięśniona, ujędrniona, pupa w górze, po skórce pomarańczowej nie ma najmniejszego śladu. Krata się powoli rysuje.







Za to Szanowny po 4 miesiącach -15 kg (obecnie 86kg) no i metamorfoza.
Zrzucił tyle ile założył teraz planuje budować sylwetkę i nabierać masy mięśniowej.
Jeśli chodzi o jego szczęście to odkrył jak cudownie jest nie nosić przed sobą brzucha.
Swoją postawą udowadnia też że nawet jeśli ktoś zawsze miał nadprogramowe kilogramy może je zgubić.

Obecnie naszym kolejnym wyzwaniem jest całkowita zmiana nawyków żywieniowych. Na zawsze.
Zastąpienie tradycyjnych składników tymi zdrowszymi, tak by utrzymać wagę na odpowiednim poziomie.

Po co być na diecie przez całe życie? Lepiej na zawsze zmienić swoje nawyki żywieniowe.


juSia & Szanowny



niedziela, 1 lutego 2015

Zmieniam się dla siebie.

Witajcie Lutowo ! 
W sumie to dopiero witaliśmy Nowy Rok a już mamy  kolejny miesiąc w kalendarzu.

Dzisiejszym postem obnażam się przed Wami i to dosłownie. 
Wiecie że z pierwszym grudnia 2014 razem z szanownym monżem rozpoczęliśmy przygodę z treningami na siłowni. 
Mnie zawsze ciągnęło do aktywności fizycznej, zawsze starałam się coś podziałać, jak nie fitness, to sama siłownia, basen, lub po prostu bieganie. Inaczej niż w moim przypadku było z Kamilem... aktywność fizyczna zerowa.

Ale postanowiliśmy zrobić  coś dla siebie. Pierwszy zaczął On, a ja postanowiłam że dotrzymam mu kroku.
Mamy trenera personalnego, który prowadzi nam zajęcia i fajnie motywuje, dodatkowo On od początku jest na zdrowej diecie. Efekt po dwóch miesiącach ćwiczeń u Niego jest taki że na wadze spadło -9 kg ! Kondycja i wydolność pięknie wzrosła, On czuje się po prostu lepiej i  mogę śmiało powiedzieć że wciągnęło Nas na maksa.

Celem głównym mojego treningu nie jest utrata wagi, a raczej wysmuklenie sylwetki, nabranie masy mięśniowej, ogólnie rzeźba. Dodatkowo dietę rozpisaną mam od jutra, a jej paradoksem jest fakt, że na diecie będę jadła częściej i więcej niż czasami normalnie w ciągu dnia. A przede wszystkim zdrowo i lekko.
Celem diety jest abym nauczyła się jeść zdrowo i regularnie. Pięć posiłków dziennie.

Jeśli przy tym wszystkim spadnie około 3-4 kg to będzie dla mnie w sam raz.
Moja obecna waga to 59 kg, niezmienna od kiedy doprowadziłam się do normalnego stanu po ciąży.
Choć mój obecny wygląd w ogóle mi nie przeszkadza i jestem zadowolona to wiem że moje ciało po 2 miesiącach już bardzo się zmieniło, zobaczyłam również mięśnie o których istnieniu nawet nie wiedziałam.
Boczki zniknęły, sprawność fizyczna wzrosła, ale zostało jeszcze trochę luźnej skóry na brzuchu po CC, myślę że wiecie o co chodzi. Trzeba to wszystko ujędrnić.
Więc jeśli mogę chcieć spełnić kolejne ze swoich marzeń to chciała bym choć raz zobaczyć czteropak na swoim brzuchu.

To są zdjęcia z dnia dzisiejszego, żebyście mogły obserwować jak będzie zmieniało się moje ciało. Możecie zobaczyć jak wyglądają plecy po kilkunastu treningach.
Za motywację do ćwiczeń dziękuję Lidii Czarnej Rukoli .  Motywuje mnie i wiele innych kobiet każdego dnia, podając przy tym świetne przepisy na zdrowe jedzenie.


Pupa ma taka zostać  !


Dzięki ćwiczeniom czuje się zdrowiej, lepiej, mam więcej powera. Siłownię odwiedzamy  3 razy w tyg, zawsze rano, dodatkowo kiedy zrobi się ciepło będziemy biegać. 
Atmosfera w klubie jest super, ludzie świetni. I tak naprawdę kiedy zaczyna się trening można na jakieś półtorej godziny zapomnieć o tym co dzieje się wokół. Po prostu skupiam się na tym co robię i ćwiczę.

Pamiętajcie też proszę, że jestem świadoma tego co robię i bardzo tego chcę, kiedy urodziła się Julka miałam +12 kg od obecnej wagi i nie było mi z tym dobrze. W ciąży przytyłam około 20 kg.

Sukces i to co chcemy osiągnąć tak naprawdę siedzi w naszej głowie.

Mommy On
Justyna M.






 



środa, 14 stycznia 2015

Przyzwyczajenie.

Pamiętacie pierwszy pocałunek z Waszym obecnym partnerem? I to uczucie motyli w brzuchu. Wszechobecne endorfiny przeplatające się z podnieceniem. Chemia. To coś. Zauroczenie, miłość.
Wszystko nowe, nieodkryte karty, fascynacja.

Relacja między dwojgiem ludzi zamienia się w związek. Po latach ta sama dwójka decyduje się założyć rodzinę. Ślub, dziecko, częsty schemat.
Z resztą, ze ślubem czy bez niego, pierwszy rok szaleńczo cudowny, potem tych dwoje przestaje sobie wystarczać i pragną zapełnić domową pustkę, nowym życiem.

Przychodzi na świat owoc ich miłości. Dziecko. Pięknie prawda? Powinno wszystko 'grać'.
Powinno, ale jakże często przestaje. Do życia wkrada się niechciana rutyna, obowiązki, praca, często brak snu, stres, zmęczenie... życie, nie ma lekko.

I coś pęka. Z bólem skroni obserwuję wśród znajomych jak często partner zdradza plus/minus rok po przyjściu dziecka na świat. Nie wiem o co chodzi. Że niby żona już nie ta, zmęczona wiecznie, może wygląda już inaczej.

To była jedna z gorszych opcji 'poślubnych', inna to ta w której chemia po kilku latach wspólnego życia się ulotniła. Zagubiona gdzieś w codzienności życia. Ale tym razem para tkwi w 'związku'.
Są razem ale tak naprawdę żyją obok siebie. Dzielą wspólny dom, mają razem dziecko, pracują.
Ich związek przestaje istnieć. Dlaczego ? Bo o niego nie walczą, bo odpuścili. Dlaczego więc się nie rozejdą? Bo tak jest wygodniej, bo się boją, że nic lepszego już ich w życiu nie czeka. Żyją w przyzwyczajeniu.

Większość z Was jest pewnie w w stałych związkach. Założyłyście rodziny. Myślicie czasem w jakim związku jesteście. Dbacie o niego? Dbacie o to by wasze uczucie z przed lat nie przeminęło?

Mimo młodego wieku jestem w dziesięcioletnim związku. Pięć lat po ślubie i chyba nigdy jeszcze tak mocno nie kochałam swojego partnera niż teraz. Uwielbiam okazywać mu swoje uczucia i bardzo często wypowiadam słowa kocham Cię . Jesteśmy ze sobą od małolata i życia w związku uczymy się z każdym dniem.
Gdyby coś poszło nie tak. Człowiek jest tylko człowiekiem, mamy między sobą umowę. Ta umowa to bezwzględna szczerość. Jeśli kiedyś nie będzie już o co walczyć, odejdzie, ma takie prawo.

Nie wyobrażajmy sobie również słodkopierdzących detali, kwiaty, prezenty, romantyczność (niestety zanika w zatrważającym tempie), chodzi o coś więcej, o poczucie bezpieczeństwa, spokój, zaufanie.

Póki co, dbamy o nasz związek. Widzę w nim mężczyznę, który potrafi zadbać o mnie i o naszą rodzinę. Chcę też aby On widział we mnie najpierw kobietę, później matkę naszego dziecka.
Ciągle wierzę, że to co robimy ma sens. A co co mamy już za sobą wiele dla mnie znaczy.
Dopóki jesteśmy razem nie pozwolę na rutynę, a mam nadzieję się z Nim zestarzeć.
Mam także nadzieję że Julka będzie dorastać w domu pełnym uczuć i miłości.

Tego pragnę.






wtorek, 30 grudnia 2014

Odcinamy grubą kreską.

Odcinamy i to grubą kreską, 365 dni które mijają właśnie jutro.
365 szalonych, dynamicznych, przepełnionych energią dni.

Nie mam żadnych wątpliwości, był szalony, działo się dużo, szczególnie jeśli chodzi o pracę.
Znacie mnie i wiecie, że lubię stawiać sobie cele.
Za chwilę zaczynamy nowy etap, Nowy Rok, a ja z uśmiechem na ustach mogę powiedzieć, że osiągnęłam wszystkie postawione cele. Poprzeczka zawisła wysoko, ale dałam radę.

Tak mam, kiedy coś wbiję sobie w głowę, kiedy coś wymyśle to dążę do tego z uporem maniaka.
Ale pomaga mi również konsekwencja.
Potrafię spisywać swoje pomysły na kartce to dodatkowo mnie motywuje, nauczyłam się nie rezygnować tak łatwo.


Ale najlepszy jest smak takiego osobistego sukcesu, nawet małego. To daje niewyobrażalnego powera.
Dodaje skrzydeł i chcesz po prostu latać, a uśmiech nie schodzi z twarzy. Pewnie, że jest tak, że zaraz znajdzie się ktoś, kto zechce te skrzydła podciąć, ale tak było jest i będzie, od nas samych zależy co z tym zrobimy.
Ale kluczem do sukcesu jest konsekwencja i słuchanie siebie. Niech te czarne charaktery dodatkowo nas motywują. Ktoś niezdrowo Cię krytykuje, zazdrości, po prostu imponujesz mu, podobasz się, bo jesteś w czymś dobra/dobry.

Rób swoje i nie oglądaj się na innych. Pewnie, że to nie łatwe, ale ja uczę się tego każdego dnia.

Oprócz celów zawodowych, stawiam sobie też te prywatne, bardziej mentalne. Dążę do osiągnięcia wewnętrznego spokoju i harmonii, do zminimalizowania stresu, do bycia lepszą żoną i matką.





***
Jeśli chodzi o sprawy blogosfery, to pierwsza połowa roku nie obfitowała w wiele postów, ale w drugiej nadrabiam zaległości, za chwilę drugie urodziny bloga i wiem jedno, kocham to robić.

To co daje mi wiele frajdy, wierzcie lub nie, to fakt że przez te dwa lata poznałam tak odjechane i cudowne mamy i nie tylko. Blogosfera dała mi grono świetnych osobowości. 
Z wieloma z nich dane mi było poznać się w realu i to też wielkie przeżycie podać i uścisnąć Wam rękę. Przecież tak bardzo lubię Was czytać i oglądać.
Lucy Es Mommy Draws Babatu Panienka Mi MamaGranda Potwory wózkowe My Little Madness  Minimanlife LenkowoMi Jaka Matka takie Córki uwielbiam Was i wiele innych osób również nie związanych z blogowaniem, ale takie które poznałam dzięki Tulimy

Dziękuję wiec, że byliście ze mną i ja mogłam być z Wami przez ten rok. To naprawdę dużo znaczy.
I do zobaczenia, na jakimś kolejnym spotkaniu blogerów :)

Moje plany na rok kolejny są ogromne ! Mam coraz więcej pomysłów no i kolejne cele.
Jest ich tyle, że chyba wypadało by spisać je wszystkie na kartce.
Życie jest nieprzewidywalne staram się więc nie odkładać niczego na później, szkoda marnować czas.

Na nowy rok życzę Wam wszystkim abyście były wytrwałe i konsekwentne, a wszystko się uda. Trzeba wierzyć, bo każda twoja myśl jest czymś realnym, jest siłą... i niech rodzina będzie dla Was najwazniejsza

Tak bardzo prywatnie i z serca na Nowy Rok mam jedno pragnienie i życzenie.
Życzę moim dziadkom jeszcze wielu lat spędzonych z Nami, wielu prawnuków które tak kochają i zdrowia byśmy mogli jeszcze nie raz spotkać się przy wspólnym stole. Babciu, Dziadku, bardzo Was kocham i jesteście bardzo ważną częścią mojego życia.


Pstanowłyście coś na Nowy Rok ?
Dajcie znać  !

Wasza Mommy On



 


niedziela, 28 grudnia 2014

Słodko inaczej.

Chyba możemy powiedzieć, że jest już lepiej.
Wczorajszy epizod ze złym samopoczuciem i wymiotami chyba już zażegnany. Oby nie wracał.
A mróz skoro już wreszcie przyszedł niech wymrozi wszystkie wirusy które wiszą w powietrzu.
Dość już chorowania, dość. Zgodzicie się?

Wielka to ulga dla matki kiedy dziecko się śmieje, kiedy wraca dobry humor, a wspólna zabawa cieszy dużo bardziej niż zwykle. Kamień z serca, choć obserwujemy ją ciągle bardzo wnikliwie.

 Julka ubrana:
t-shirt Maybe4Baby
spódniczka H&M



Poświąteczna niedziela, cicha, ciepła, w domowym zaciszu. Od rana układamy puzzle. Julka je pokochała, a tegoroczny Święty świetnie zaopatrzył Nas w ciekawe gry i układanki. Czuczu zawsze daje radę, bawimy się więc bez końca.

Julka wygrzebała kolorowe silikonowe foremki do muffinek. Pada pytanie: Mamo zloooobis? Pewnie, że zrobię, ale od razu pomyślałam że po świętach przydała by się wersja 'Heathy', a w szufladzie znalazły się płatki jęczmienne.
Powstały więc zdrowe, lekko słodkie muffiny z płatkami jęczmiennymi.
Poniżej wrzucam przepis, ja swoje dodatkowo posypałam siekanymi migdałami.







Składniki:

  • 1 szklanka mąki
  • 1 szklanka płatków jęczmiennych
  • 1/2 szklanki  cukru trzcinowego
  • 1/2 szklanki oleju roślinnego
  • 1/2 szklanki jogurtu naturalnego
  • 2 jajka
  • 2 łyżeczki proszku do pieczenia lub sody
Sposób przygotowania:
  • Jajka ubij z olejem, cukrem i jogurtem. Mąkę wymieszaj z proszkiem i płatkami, dodaj do mokrych składników i mieszaj tak, aby składniki się połączyły.
  • Formę na muffiny (12 dołków) nasmaruj masłem lub wyłóż papilotkami, napełnij ciastem do 2/3 wysokości.
  • Wierzch można posypać orzechami. Piecz w 190ºC przez 25 minut.
 Jutro już poniedziałek, nowy tydzień, nowe wyzwania. Ostatnie dni roku.
Jutrzejszy dzień rozpocznę treningiem na siłowni, przez święta mieliśmy przerwę, ale uwierzcie da się tęsknić za ćwiczeniami :)  To chyba dobry znak.
Potem pracowity dzień w Tulimy, za maszyna też już tęsknię, postaram się uporządkować tam wszystko przed nowym rokiem.

Jesteście gotowe na to co przyniesie nowy rok ?
Mommy On




poniedziałek, 22 grudnia 2014

Historia pewnej wysypki.

Dzieci często miewają wysypki różnego pochodzenia. Prawda?
A to wszystkim znana ospa, a to różyczka, świnka, wszyscy znają.
Są też wysypki i krostki mniej znane, jak 'bostonka'.  Są też zupełnie inne wirusy i ich mutacje. Niestety zima nam ich w tym roku nie wymroziła.

Dzięki temu że kilka dni temu Julka nam  zachorowała przekonałam się, że mamy świetnego lekarza pediatrę, który nie uogólnia, nie generalizuje i bacznie obserwuje moje dziecko.

Do gabinetu trafiliśmy w sobotę. Tak wiem, że najczęściej maluchy chorują w święta i weekendy.
Julka mocno zsypana drobnymi krostkami na kończynach, wokół ust i w buzi.
Przez dobę była gorączka, potem przez dobę świąd. Ogólne samopoczucie dziecka świetne, na nic nie narzekała i nie uskarżała się.
Badanie było bardzo drobiazgowe, tak jak wywiad lekarski, ale przebiegało długo i głównie w milczeniu lekarza. Dlatego zaczęliśmy się denerwować.
Dr stanowczo stwierdziła że absolutnie nie jest to choroba bostońska, tylko w najlepszym wypadku to wirus, a w gorszym wysypkę na ciele powoduje małopłytkowość.
Zostaliśmy wypytanie czy Julka nie krwawi z nosa, ust, uszu, ponieważ jeśli jest to skaza krwotoczna dziecko może dostać krwotoku wewnętrznego.

Wyjście jedno, skierowanie na badanie krwi, aby sprawdzić czy morfologia wskazuje na małopłytkowość.
Prędko pojechaliśmy, z drżącym żołądkiem i skierowaniem do szpitala gdyby wyniki wyszły złe, stres sięgał zenitu, cieszyłam się, że pomimo weekendu możemy zrobić badania na cito w szpitalu. Nie wytrzymalibyśmy do poniedziałku w niepewności.

Pielęgniarka kuła Julkę, mała uroniła kilka łez. No i czekamy. Nim minęło 15 minut w drzwiach stała Pani z wynikami i z delikatnym uśmiechem na twarzy. Wyniki były wzorowe, małopłytkowość wykluczona.

Julka przyjmuje leki i na szczęście wysypka blednie z dnia na dzień, wszystko skończyło się dobrze.
A jednak, szanuję wielką troskę naszej pediatry. Nie generalizowała, nie przypisała Bostonki pod wykwity w buzi, na buzi i kończynach. Zbadała lepiej, nie ograniczyła się również do wypisania recepty na leki.

Można się zastanawiać, gdybać co mogło by się wydarzyć gdyby inny lekarz potraktował sprawę po macoszemu, nie wysłał na morfologię, nie pokusił się o rozwianie wszelkich wątpliwości, a sprawa miała by się ku skazie.

Można, ale nie chcę, cieszę się, że świąt z Julką nie musimy spędzać na szpitalnym oddziale i cieszę się że mamy lekarza, który troszczy się o nasze dziecko. Tak po prostu.





Gdybym nie pisała już przed Wigilią to wiecie co? Życzę Wam po prostu zdrowia, tak z serca Wam i waszym pociechom, waszym rodzinom. Zdrowie jest ponad wszystko !

Mommy On
Jusia

LinkWithin

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...